sim77 sim77
587
BLOG

Ormiańska lekcja pokory.

sim77 sim77 Sport Obserwuj notkę 4

Jest takie powiedzenie: "Zwycięzców się nie ocenia, zwycięzcom się gratuluje".

Ale chyba nie po takim meczu :)

Armenia czyli nasz grupowy "Kopciuszek" i zarazem dostarczyciel łatwych punktów sporo namieszała. Pokazała, że nawet grając w dziesiątkę potrafi sprawić wiele kłopotów i być względnie równorzędnym rywalem. Może nie grającym efektownie, ale nad wyraz skutecznie.

Byliśmy zdecydowanym faworytem tego spotkania. Przed meczem prawie nikt nie pytał czy wygramy, tylko ile strzelimy bramek. To miała być zwykła formalność, przysłowiowy spacerek. Po pierwszym bezbramkowym kwadransie większość przecierała oczy ze zdumienia - zamiast spacerku był tor przeszkód. Z zamurowanym polem karnym strzeżonym przez zdesperowanych i zawziętych Armeńczyków.

Ormianie szybko wyciągnęli wnioski z przegranego u siebie 0:5 spotkania z Rumunią. Zrobili to co potrafią najlepiej, czyli pilnowali własnej bramki serwując od czasu do czasu szybkie i kąśliwe rajdy pod nasze pole karne. Mogli nawet wygrać, bo grali z pasją, zaangażowaniem i bez kompleksów. W dodatku w dziesiątkę, osłabieni czerwoną kartką. Mało tego, momentami można było odnieść wrażenie, że na boisku jest ich po prostu więcej. Fakt, że w sumie tylko nam przeszkadzali, ale na tyle skutecznie, żeby pokazać naszą bezradność i brak umiejętności rozegrania składnej akcji. O oddaniu celnego strzału na bramkę nie było nawet mowy.

Wczoraj po meczu z Danią napisałem, że w naszej grupie nie ma chłopców do bicia. I niestety znowu się nie pomyliłem. Tutaj każdy może wygrać z każdym. Jesteśmy ćwierćfinalistą mistrzostw Europy, a mimo to mało licząca się, 112 drużyna z rankingu FIFA potrafi dać się nam mocno we znaki.

Coś chyba pękło, cos się rozsypało, bo skoro Armenia sprawiła nam tak wiele problemów, to co będzie dalej? To był najłatwiejszy grupowy mecz. W dodatku na własnym stadionie. A Czarnogóra i Rumunia już tylko czekają, żeby przytrzeć nam nosa.

Głową muru nie przebijesz. Chyba, że mur to Armeńska obrona, a główkuje Lewandowski. Na sekundę przed końcem spotkania po raz kolejny dopisało nam szczęście. To był zwykły fart, bo chyba nic więcej. Chciałoby się powiedzieć Cud nad Wisłą:)

Tylko co będzie, jeśli kiedykolwiek zabraknie Błaszczyka lub Lewego? Obawiam się, że po prostu nas nie ma. To nie jest ta sama drużyna, co na EURO 2016.

Najważniejsze, że wywalczyliśmy 3 punkty. To jedyny pozytyw tego meczu.

Bo o całej reszcie chyba trzeba jak najszybciej zapomnieć.

 

11 października 2016.

Stadion Narodowy w Warszawie.

Polska - Armenia 2:1

S.H.

sim77
O mnie sim77

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport